Autor Wiadomość
Vincent
Post Wysłany: Śro 10:40, 04 Lip 2007   Temat postu:

Ja bylam na dwoch koncertach Myslovitz i stwierdzam ze to najlepszy polski zespol. Bardzo chce byc na koncercie George'a Michaela 11 lipca,ale nie mam biletow......Ma ktos pozyczyc?
Rozencwajgowa
Post Wysłany: Wto 20:07, 19 Cze 2007   Temat postu:

Właśnie, bo ja jeszcze jedną rzecz chciałam napisać. Wydaje mi się, że PJ jest zespołem, który zawsze warto zobaczyć, nie tylko kiedy jest się fanem.

Wniosek: następnym razem (za 6 lat?? Neutral) jedziemy razem! Wink


Zapomniałam jeszcze napisać, to nie do końca widać na filmikach, ale scena naprawdę bardzo ładnie wyglądała, z dwoma płachtami zwisającymi po bokach i jedną z tyłu, plus oświetlenie.
passenger
Post Wysłany: Pon 21:45, 18 Cze 2007   Temat postu:

Z jednej strony trzeba by kilka słów napisać, ale nie wiem co. Ja osobiście wahałem się, czy kupić bilet, ale jak się dowiedziałem o LP, a póżniej o Comie to mi przeszło. Chociaż podobno już i tak wtedy niewiele biletów zostało. No ale oglądając te filmiki z tuby powiem jedno:
ZAZDROSZCZE CI Very Happy
Rozencwajgowa
Post Wysłany: Pią 18:05, 15 Cze 2007   Temat postu:

Chyba chciałam napisać coś o środowym PJ, ale chyba nie mogę sklecić ani jednego sensownego zdania.

Wiecie jak to jest, kiedy pokonując wszelkie trudności dostaniecie się na miejsce, przesmażycie się w słońcu przez całe zamieszanie z fanklubowymi biletami (opasek brak), przetrzymacie Comę, Linkin Park, fanki Linkin Park, nie dacie się wypchnąć z zajętego kilka godzin temu miejsca i w pewnym momencie poczujecie, że to co się dzieje wszystkie te bóle wam zrekompensuje - a tu nagle gdzieś w połowie koncertu usłyszycie "chcielibyśmy grać całą noc, ale nie możemy. do zobaczenia". Jak to?

Krążą różne wersje, oskarżające Comę (o opóźnienie całości ze względu na żądanie przebudowania sceny), Linkin Park (o przedłużenie występu), Pearl Jam (o zbyt długie przygotowania) i ta najbardziej sensowna - Live Nation o poroniony pomysł ściskania czterech zespołów razem, kiedy przynajmniej dwa nie były w ogóle potrzebne (LP dopełnił stadion, chyba obeszliby się bez supportu).

Przynajmniej kilka razy zmieniałam zdanie co do tego, czy warto było w ogóle kupować fanklubowe bilety; kiedy dowiedziałam się o supportach i "gościach specjalnych" byłam pewna że nie, że lepsze są miejsca siedzące, ale do końca wierzyłam w oddzielony sektor pod sceną. Tego nie było, więc przyczepiwszy się do barierki biegnącej przez środek prostopadle do sceny postanowiłam, że tu wytrzymam i w tym momencie już wiedziałam - było warto. Ludzie którzy przyszli po nas mieli dużo mniejsze szanse dopchać się do barierek, przy których widok był znakomity, ciasnota do wytrzymania i ochroniarze z wodą na każde zawołanie. A rzut oka na trybuny wystarczył, żeby zorientować się, co oni mogą z takiej odległości widzieć.
No i panie, krzyki ludzi, którzy stojąc jeszcze przed bramą widzieli jak my wchodzimy już na stadion - bezcenne. Wink

Wydaje się, że w takich okolicznościach zespół zrobił wszystko co mógł. Grali tak, jakby się spieszyli, ale Ed znalazł na początku czas, żeby do nas dwa słowa powiedzieć, Benedykt-style.
Set był wyśmienity, marzenie. Zdecydowana przewaga okresu Ten-Yield, z Riot Act tylko "I Am Mine", z nowej płyty konieczne trzy numery. "Black" i "Indifference", to co tak bardzo chciałam usłyszeć na żywo. Ten ostatni jest nieziemski, razem z tekstem, i gdybym wiedziała że będzie kończył koncert byłoby to pewnie jedno z najpiękniejszych zakończeń jakie mogłabym sobie wyobrazić. Tylko ja byłam pewna, że będzie coś jeszcze potem.

Plusem Linkin Park wcześniej było to, że zaraz po wejściu PJ można było zauważyć różnicę. Niestety, LP nigdy nie będą tacy, mimo wyrażanych chęci, bo mają inne podejście. Vedder utrzymywał świetny kontakt z publicznością i wszyscy świetnie bawili się na scenie - można wybaczyć nawet niedyspozycję głosową i fakt, że Eddie parę razy nie trafił w rytm piosenki (!). Atmosfera była za to wyśmienita, ludzie śpiewali i skakali. Kulturalnie względnie, co jakiś czas kogoś wynoszono, ale to już jest tylko głupota, jeżeli dziewczyna pcha się pod scenę na takim koncercie. Plus niezrozumiały dla mnie sport - crowdsurfing aż do środkowych barierek, gdzie wszystkich na głowach innych ludzi zdejmowała ochrona, radocha związana z przejściem środkiem i pod sceną na bok płyty i wszystko od nowa jeszcze kilka razy. Lol?

Ja osobiście nie narzekam, sąsiadów miałam sympatycznych, zwłaszcza z jednej strony - bo zdecydowali Gutiereza i pół Comy przesiedzieć, dzięki czemu ja mogłam zrobić to samo. Po drugiej stronie też było miło, dopóki między mnie a faceta obok (Czecha?) nie wcisnął się jakiś starszy śmierdzący gość z plecakiem i reklamówkami, który cały czas robił zdjęcia telefonem komórkowym. Na szczęście po małym opierdolu od Czecha wyniósł się tuż przed wejściem PJ. Sąsiedzi od strony tłumu tyle zmienni co znośni, sąsiada z lewej wspominam miło, choć wbijał mi się w żebra.

Kończąc - to byłby jeden z koncertów życia, gdyby potrwał tyle, ile trwać powinien. Setlista zabójcza, dużo lepsza niż w Pradze, atmosfera podobnie. Mam nadzieję, że następnym razem kiedy do nas przyjadą (a obiecali że będzie to szybciej niż ostatnio!), zagrają w obiekcie typu Spodek, zamkniętym, z nie za dużą publicznością, bez pośpiechu. I że nie będzie za to odpowiedzialne Live Nation.

Dla ciekawych i ciekawskich (może jednak tacy będą Wink), fragmenty:

Black w bardzo dobrej jakości, trochę wcześniejszy fragment TUTAJ

Jeremy

"Daughter" prawie całe z frazami powtarzanymi przez ludzi (ok. trzeciej minuty), później był jeszcze kawałek "Another Brick In The Wall" z tradycyjną wstawką bushowską (gdzieś musiała być), do posłuchania TUTAJ, chociaż nam raczej chciałoby się zaśpiewać "Roman leave those kids alone" i byłoby to pewnie bardziej adekwatne.

Indifference

Nothingman zaśpiewany po części przez samą publiczność
Ziggy
Post Wysłany: Pią 17:36, 11 Maj 2007   Temat postu:

Zależy w jakim punkcie będę. Mogę być w ogródku piwnym, mogę być przy budce z zapiekankami, przy budce z goframi, lub przy straganie z balonami. Albo na karuzeli czy nad rzeką.
Niekoniecznie muszę być centralnie pod sceną.
KillerRabbit
Post Wysłany: Pią 17:33, 11 Maj 2007   Temat postu:

No, chyba nie powiesz, że przegapisz Stachurskyego Very Happy Very Happy
Ziggy
Post Wysłany: Pią 17:14, 11 Maj 2007   Temat postu:

U mnie byli na Dniach Tomaszowa. A zapomniałam, że jeszcze widziałam Pudelsów na wspomnianej imprezie. Niestety w tym roku kicha - main star: Stachursky.
Rozencwajgowa
Post Wysłany: Pią 15:37, 11 Maj 2007   Temat postu:

Zakładając że na stadionie Stali byli w ostatnich latach tylko raz, to wiem. Też się wybierałam, ale w końcu tak wyszło, że doszliśmy na ostatnią piosenkę. Właściwie, żeby być dokładnym, ja doszłam, bo zdołałam zbiec przed karzącą ręką władzy, która przyłapała moich towarzyszy za przejście na czerwonym świetle i straszyła mandatem oraz pewną izbą.
Mimo wszystko, baaardzo miło ten dzień wspominam Very Happy
KillerRabbit
Post Wysłany: Czw 21:37, 10 Maj 2007   Temat postu:

Ziggy napisał:
Zapomniałam, ze widziałam też Mylovitz na żywo. Niestety stałam pod samym mega-głośnikiem przez co byłam głucha przez tydzień i miałam szmery w głowie.


Ja też. Jak było iluśtamlecie stadionu Stali w Rzeszowie, to grali. Akurat w moje urodziny Very Happy Very Happy Very Happy Mr. Green Mr. Green Mr. Green
Ziggy
Post Wysłany: Czw 19:59, 10 Maj 2007   Temat postu:

Ja już nie mogę go słuchać, za przeproszeniem.
Rozencwajgowa
Post Wysłany: Czw 18:23, 10 Maj 2007   Temat postu:

Ziggy, mówią, że zobaczysz w tym roku jeszcze Krzysia Kornela. Onet tak mówi.
http://muzyka.onet.pl/10174,1532799,newsy.html
Szkoda tylko, że on teraz już nie śpiewa, tylko skrzeczy.
Ziggy
Post Wysłany: Nie 22:47, 06 Maj 2007   Temat postu:

Zapomniałam, ze widziałam też Mylovitz na żywo. Niestety stałam pod samym mega-głośnikiem przez co byłam głucha przez tydzień i miałam szmery w głowie.
passenger
Post Wysłany: Nie 21:16, 06 Maj 2007   Temat postu:

Poza tą jedną informacją, nic dodać, nic ująć w sprawie koncertu TS...
Rozencwajgowa
Post Wysłany: Nie 20:50, 06 Maj 2007   Temat postu:

Myślałam, że ten kto mi towarzyszył sam doda coś od siebie Smile

Sting na Służewcu... trudno to nawet było koncertem nazwać. Bardziej wyjazd rekreacyjny.

PS. Wydał się nasz układ. Chciałam więc złożyć oświadczenie. Tworzymy z passengerem układ. Układ koleżeński.
passenger
Post Wysłany: Nie 20:35, 06 Maj 2007   Temat postu:

Rozencwajgowa napisał:
No i najlepszy koncert, na jakim w życiu byłam, czyli The Twilight Singers, Proxima 2006...

Zapomniałaś dodać kto Ci towarzyszył Very Happy

No i jeszcze Sting na Służewcu błehehe

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group